Jak założyłem swoją agencję: Tomek Michalik

Kiedy i jak powstała agencja Insignia? Jakie były największe wyzwania przy jej tworzeniu i kiedy udało się pozyskać pierwszego klienta? Co powinny wiedzieć osoby zastanawiające się nad otwarciem własnej agencji? Na temat powstania Insignia opowiada Tomek Michalik, założyciel naszej agencji.

Tekst został oryginalnie opublikowany na łamach Nowego Marketingu.

Kiedy i co było impulsem do rozpoczęcia własnej działalności?

Impulsem były marzenia. Jestem zdegenerowanym i niereformowalnym, seryjnym marzycielem. Życie pokazało, że mam jednak dużą łatwość urealniania drogi do ich realizacji. 😉

W życiu poszukuję wyrazistych, mocnych wrażeń. Studia takowych nigdy mi nie dostarczały, za to wielu dostarczył mi wschodzący w Polsce internet. Zakochany w nieograniczonych możliwościach nowoczesnej komunikacji, jakie dawała przeglądarka Netscape oraz protokół HTTP, dość szybko zrozumiałem, że ja też chcę tworzyć ten świat. I tak się zaczęło.

Ile czasu zajęło Ci założenie agencji od momentu zakiełkowania tego pomysłu?

Problemu z podejmowaniem decyzji nie mieliśmy nigdy. Wieczorem przegadaliśmy temat, rano zakładaliśmy już firmę. Wtedy nie miałem pojęcia o sprawach formalnych, spółkę zawiązywało się ponad miesiąc czasu. Tyle to mniej więcej trwało. Razem z moim wspólnikiem nie mieliśmy precyzyjnej wizji, czuliśmy jednak buzujący w nas potencjał i chcieliśmy działać. Z perspektywy czasu oceniam, że to było romantycznie głupie. Ale skuteczne.

Jakie były największe wyzwania przy rozkręcaniu biznesu?

Brak doświadczenia to brak pokory, czyli brak umiejętności wyciągania właściwych wniosków z naprawdę czytelnych sygnałów, które daje klient i rynek.

Początki to zawsze poszukiwanie własnej tożsamości biznesowej, próba charakteru i generalnie chaos. To sztuka upadania i zgrabnego podnoszenia się. Trzeba opanować dobrze ten element rozgrywki, bo w świecie zmiany upadki są nieuniknione, a umiejętność, że tak powiem, „wstawania z kolan” z refleksją „wow, jaki to był piękny upadek, teraz już wiem, jak nie robić tego czy tamtego” jest niezbędna. Myślę, że pierwszych klientów zdobyliśmy nie wiedzą, tylko determinacją. Ale na pewno bardzo dużo energii poszło w piach. Zatem największe wyzwania to brak cierpliwości i gotowości na ciągłe podnoszenie progu bólu.

Jakie są koszty związane z rozpoczęciem własnego biznesu?

Dobra agencja to masa energii pomieszanej z determinacją w kreatywnym poszukiwaniu możliwych rozwiązań. To kapitał, który zazwyczaj drzemie w założycielach. Koszty to twórczy czas, podróże i rozmowy. Zapewne tak twierdziłem, kiedy zakładaliśmy agencję. Z perspektywy czasu rozumiem, że koszty są dużo większe. Ja za sukces zapłaciłem niestety rozpadem małżeństwa. Na szczęście cieszę się dobrym zdrowiem. 😉

Po jakim czasie udało się pozyskać pierwszego klienta?

Na początku pracowaliśmy projektowo i od początku takich projektów mieliśmy dużo. Kluczową współpracą była dla nas współpraca z jedną z krakowskich agencji, którą podziwialiśmy i od której bardzo wiele się nauczyliśmy. Udało nam się zbudować ofertę technologiczną, wspierającą komunikację. Był to czas własnych CMS-ów, a my mieliśmy naprawdę wypasiony. W tamtym czasie na naszych CMS-ach stało wiele stron liderów rynku w swoich kategoriach.

Jakich porad udzieliłbyś osobie, która zastanawia się nad założeniem własnej agencji?

Miej pomysł, jak się wyróżnić i szukaj sojuszy. Jeśli masz coś wyjątkowego w swojej ofercie i uzupełnisz ofertę kogoś większego, szybko zbierzesz doświadczenie i nie popełnisz wielu błędów, które czekają Cię w samotnej walce o wzrost. Każdemu młodemu przedsiębiorcy polecam książkę „Teoria Błękitnych Oceanów”. Ja dziś widzę tylko błękitne i czerwone. My, wchodząc na rynek, żeglowaliśmy po błękitnym, mieliśmy dobrą technologię wspierającą to, co inne agencje robiły dużo lepiej niż my wtedy.

Jakie najdziwniejsze/najzabawniejsze sytuacje przydarzyły Ci się podczas realizacji własnego biznesu?

Ok, zatem pośmiejmy się z siebie. Pamiętam sytuację, kiedy nasz dyrektor kreatywny zrobił poważną aferę domowi produkcyjnemu, ponieważ w filmie reklamowym, który realizowaliśmy, pojawiły się napisy z filmu dla dorosłych. 🙂 Po dochodzeniu okazało się, że napisy na film nakładał lokalnie media player. Oczywiście szyderstwom nie było końca. Jak widzicie nawet do porno mamy ambitne podejście, kręcą nas detale, dialogi…

Co Twoim zdaniem decyduje o sukcesie w prowadzeniu własnego biznesu?

Każdy biznes jest inny, ale agencja to gra zespołowa. Po pierwsze Zespół, taki przez duże Z. Jest tam miejsce zarówno dla gwiazdorów, jak też dla pragmatyków i specjalistów. Najlepsze pomysły powstają gdzieś pomiędzy. Kluczowa jest umiejętność prezentacji pomysłu klientowi tak, żeby nie tylko uwierzył w pomysł agencji, ale najlepiej go pokochał. Świetni ludzie w zespole to podstawa tego biznesu.

Jak już się ma wspaniały zespół, to warto mu nie przeszkadzać.

Co zrobiłbyś inaczej, patrząc z perspektywy czasu?

Doświadczenie uczy pokory i uważnego doboru przetargów, w których bierze się udział. Niestety spora część przetargów była nierozstrzygnięta lub rozstrzygana niemerytorycznie. Mając więc już dość długą „czarną listę” klientów, myślę, że do wielu z nich byśmy nie podeszli. To duża oszczędność czasu, pieniędzy, a przede wszystkim niepotrzebnie wystrzelonej w kosmos energii.

Jakie cechy są wyjątkowo przydatne dla osób zakładających swoją agencję?

Trzeba lubić szczerze się uśmiechać. Umiejętność pozytywnego myślenia w trudnych warunkach jest najważniejsza. Proces powstawania, a później wdrażania dobrej idei jest bardzo długi i skomplikowany. Trzeba też mieć syndrom hazardzisty, żeby chcieć przygotować 80% pracy bez gwarancji, że klient to od ciebie kupi. Do tego trzeba mieć wysoką samoocenę i wierzyć w sukces sprzedażowy.

Jakie masz dalsze plany na rozwój agencji?

Jestem dumny z tego, że wprowadziliśmy dwa podmioty do ścisłej czołówki polskich agencji. To dość wyjątkowa sytuacja.

Insignia jest agencją strategiczno-kreatywną, bardzo wszechstronnie doświadczoną w obszarach digital. Agencja ma dziś na pokładzie wspaniały zespół, gotowy do podejmowania najtrudniejszych briefów. Więc teraz przed nami nowi klienci i organiczna budowa zespołów zadaniowych. Drugą agencją, zbudowaną z Grześkiem Miłkowskim, jest ContentHouse. Tu jeszcze sporo wyzwań przed nami, ale wiem, że Grzesiek świetnie sobie z nimi poradzi. Bardzo ciekawym kierunkiem w content marketingu są technologie, które rozwijamy. Na pewno życzyłbym sobie tak skokowego wzrostu, jak do tej pory. A może pojawi się jakaś kolejna agencja?